mgr. a czarne chmury nad Śląskiem
Okazało się jednak, że pustka kulturalna, o której była mowa poniżej, bardzo szybko się zapełniła, mimo przypuszczeń, iż totalny brak funduszy = byle do wypłaty, zrujnuje mi tydzień nadziei na słodki przelewik. Nic podobnego. Miłościwie bowiem panujący wiceprzewodniczący pewnej wyższej szkoły sprezentował kwesturze pewnej wyższej szkoły dziewicze, wejściem nie skażone wejściówki na koncert Renaty Przemyk. Z pustego więc worka, grzebać nie musiałam. Co więcej ten wtorek wypełnił się nie tylko wydarzeniem kulturalnym, ale również naukowym na skalę astralną i międzypokoleniową. Niemożliwe stało się możliwe. Umysł, który przez blisko dwa i pół roku bronił się przed zdobyciem tytułu magistra wydziału nauk spokojnych (patrz: sporadycznych), na kierunku histeria, specjalności " zrobię Ci z dupy jesień średniowiecza" - ZDOBYŁ W KOŃCU UPRAGNIONY PRZEZ NARODY TYTUŁ NAUKOWY MGR.
Kop w chudą Pałkowską dupę i po sprawie. Przy okazji kłanianie się załodze WNSu, która przez 5 lat tłukła nam wiedzę historyczną do łbów, było dodatkową atrakcją dla mego serca (poza widokiem spoconego pedofila, dr K.).
Tymczasem jednak nad Śląskiem znów czarne chmury, smutne oczy i myśli pełne nadziei.
Niech spoczywają w spokoju. Niech stanie się cud. Niech czas uleczy rany.
Bajzel musi poczekać na lepszy czas. Pozostaje słuchanie płyty, nota bene boskiej!