....MÓJ GRZEŚ, MOJA BANDA, MÓJ TRANSFUZJON, MOJE LATAJĄCE PSY I KOTY, MOJE OCHAJO, MOJE ŻYCIE.

środa, listopada 22, 2006

mgr. a czarne chmury nad Śląskiem

Okazało się jednak, że pustka kulturalna, o której była mowa poniżej, bardzo szybko się zapełniła, mimo przypuszczeń, iż totalny brak funduszy = byle do wypłaty, zrujnuje mi tydzień nadziei na słodki przelewik. Nic podobnego. Miłościwie bowiem panujący wiceprzewodniczący pewnej wyższej szkoły sprezentował kwesturze pewnej wyższej szkoły dziewicze, wejściem nie skażone wejściówki na koncert Renaty Przemyk. Z pustego więc worka, grzebać nie musiałam. Co więcej ten wtorek wypełnił się nie tylko wydarzeniem kulturalnym, ale również naukowym na skalę astralną i międzypokoleniową. Niemożliwe stało się możliwe. Umysł, który przez blisko dwa i pół roku bronił się przed zdobyciem tytułu magistra wydziału nauk spokojnych (patrz: sporadycznych), na kierunku histeria, specjalności " zrobię Ci z dupy jesień średniowiecza" - ZDOBYŁ W KOŃCU UPRAGNIONY PRZEZ NARODY TYTUŁ NAUKOWY MGR.
Kop w chudą Pałkowską dupę i po sprawie. Przy okazji kłanianie się załodze WNSu, która przez 5 lat tłukła nam wiedzę historyczną do łbów, było dodatkową atrakcją dla mego serca (poza widokiem spoconego pedofila, dr K.).

Tymczasem jednak nad Śląskiem znów czarne chmury, smutne oczy i myśli pełne nadziei.

Niech spoczywają w spokoju. Niech stanie się cud. Niech czas uleczy rany.

Bajzel musi poczekać na lepszy czas. Pozostaje słuchanie płyty, nota bene boskiej!

czwartek, listopada 16, 2006

w kulturalnej pustce

Pewnie, że nie chcę jeszcze umierać. Wolę się starzeć, niż umierać. Mogę być starym Gandalfem i chodzić z długą brodą, byleby tylko jak najdłużej żyć. Myśląc o życiu, ta kawa cudownie smaczniej smakuje, ciepło tego pokoju koi cieplej, nowa Dąbrowska znów sprawia, że włosy stają na całym ciele, krzesło się w kolanach ugina, drży podłoga i stępuje duch święty. W życiu są dobre i złe godziny, niektóre aż tak złe, że nie chce się żyć. Potem żałuje się, że się już nie chciało tu być. Ale takich godzin nie miałam już naprawdę od długo dawna. Od tak długo dawna, że życiem jakby od nowa się zachwyciłam. Może dlatego, że staram się, aby było ono w moich rękach, mocno wspierane przez Fundację Swojego Osobistego Dobrego Myślenia Made by Myself. Każdego dnia można być o mały pierwiastek lepszym niż poprzedniego. Postanawiać coś i to robić. Lepszym pod różnymi względami, kategoriami, doświadczeniami, zagajnikami, górami i lasami.

Pieniądze na koncertowania skończyły się i w końcu spokojny wieczór w domu. Chciałabym każdy z tych październikowo - listopadowych koncertów zrecenzować, ale było tego sporo, a ciężkości gatunkowej mógłby ten post nie zdzierżyć. Może jedynie wspomnę, że Ścianka dała strasznej dupy, naprawdę potężnej dupy. Wyprawę do Fraktala reanimował jedynie support SenSorry.
Ścianka więc, to mój numer jeden na liście najgorszych koncertów tego roku. Duże plusy natomiast dla: Lao Che, Mitch&Mitch i Cracow Klezmer Band.

Na studiach jest rewelacyjnie i to jest moja cała tablica pierwiastków mendejewa do przodu w rozwoju własnej osobowości. Jestem znów tak zafascynowana tym, że mam jutro i w sobotę zajęcia, że chce mi się dobrej herbaty i świeżego chleba z pomidorem. Idę jeść.

Żyjąc do 24 dnia listopada w kulturalnej pustce ( totalny brak funduszy = byle do wypłaty), wypełniam czas całym tygodniem dobrych myśli. 24 w Rialto Jacek Lachowicz, a 25 w Bytomiu Ania Dąbrowska. I tak co chwile coś się znajdzie. Te koncerty to jakiś worek bez dna! Kurcze, jednak sobie przypomniałam, że do 19 listopada w GCKu World Press Photo, chyba muszę więc coś z pustego worka wygrzebać:)bywa...

Wiem,że jestem jedną z tych,co nie boją się żyć...